W dobie
wszechobecnego Internetu nie brakuje nam różnorodnych portali o tematyce
sportowej. Kolejny raz wraca jak bumerang temat siatkówki. Trudno zliczyć
wszystkie strony internetowe poświęcone tej dyscyplinie sportu. Zastanawiam się
czasem czy ilość przekłada się na jakość?
To, co przekłada
się na ilość, to na pewno tzw. dziennikarze internetowi, redaktorzy,
fotoreporterzy. Ludzie, którzy w ten sposób realizują swoją pasję, rozwijają
się, zdobywają ciekawe doświadczenie. Z drugiej strony mam wrażenie, że w
niektórych redakcjach nabór jest przeprowadzany w sposób przypadkowy, a „redaktorkami”
zostają młodziutkie dziewczyny, czasem wpatrzone bardziej w siatkarzy niż
siatkówkę. W końcu dziś na wielu halach akredytację dostaje zarówno dziennikarz
Przeglądu Sportowego jak i niszowego portalu.
Nie raz miałam
okazję zobaczyć na własne oczy co najmniej dziwne zachowania, szczególnie wobec
młodych zawodników. Tłumaczę sobie to dojrzewaniem, burzą hormonów, młodzieńczą
naiwnością. Widocznie u niektórych bolesne
zderzenie z rzeczywistością, gdy pojmujesz, że pewien siatkarz nie jest twoim
rycerzem na białym koniu, następuje później. Boli to, że osoby, a szczególnie
dziewczyny, które naprawdę chciałyby zajmować się tym profesjonalnie, są z góry
postrzegane jak te powyżej.
Wstęp do takiej
redakcji, a przede wszystkim, to co najbardziej cieszy i kusi przy podejmowaniu
decyzji o zasileniu szeregów grona redakcyjnego to nie ukrywajmy – akredytacje.
Naczelni powinni wprowadzić jakieś bardziej wygórowane warunki, jak
chociażby wykształcenie (matura?), poziom wiedzy sportowej, z naciskiem na
sportowej, umiejętności redagowania tekstów (nie kopiuj-wklej), kreatywność, pasja i przede wszystkim profesjonalizm.
Jest tez druga
opcja. Niech kluby nie szastają akredytacjami na lewo i prawo. Chociaż
przyznam, że widzę tutaj postęp, bo nie w każdej hali można ją tak łatwo
otrzymać.
Te wszystkie siatkarskie
portale podzieliłabym na trzy części. Pierwsza to takie, o których jeszcze nie
słyszałam. Druga to te, które próbują się przebić, ale z różnym skutkiem. No i
ostatnia, tzw. czołówka czyli te które brylują w tej branży i mogą pochwalić
się sporą ilością czytelników.
Czy ilość
przekłada się na jakość? Moim zdaniem nie. Jestem raczej z grupy wymagających
perfekcjonalistów – mało, ale dobrze. Chociaż to bogactwo ma to też swoje plusy,
bo może właśnie dzięki temu ci najlepsi nie osiadają na laurach i coraz częściej
prześcigają się w pomysłach?
Na koniec dodam, że sama kiedyś próbowałam swoich sił, pracując dla pewnego portalu. Zapewniam, że zachowywałam sie profesjonalnie i na prawdę miałam z tego radość, a i wiele się nauczyłam.
Można marudzić,
narzekać, doszukiwać się błędów, czepiać się systemu kopiuj-wklej. Koniec
końców ta cała machina działa właśnie dla nas, dla kibiców!