Jeśli przez lata
szkolnej edukacji, podczas lekcji wychowania fizycznego Twoim ulubionym
zajęciem było sędziowanie albo bycie „wieczną
rezerwową” to myślę, że mogłybyśmy zostać świetnymi koleżankami. Bieganie
czy gry zespołowe na szkolnym boisku do tej pory przyprawiają mnie o mdłości, a
na samo wspomnienie o lekcjach WF-u mam gęsią skórkę.
I nie chodzi
tutaj o to, że ze sporu lubię tylko szachy. Wręcz przeciwnie, nie wyobrażam
sobie dnia bez aktywności fizycznej. Jednak nie macie czasem wrażenia, że
propagowanie sportu w większości polskich szkół przynosi odwrotny rezultat ?
Chyba, że to po prostu ja byłam takim pechowcem w tej kategorii. W moich szkołach uczniowie dzielili się na
dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy nie błyszczeli zwinnością, ich zagrywka
osiągała zawrotną prędkość 5km/h, a i w gimnastyce artystycznej jakoś nie
brylowali. Jak w każdej bajce jest też ta druga, mroczna strona – ich oprawcy !
No może nie przesadzajmy, ale do drugiej grupy należeli zazwyczaj reprezentanci
szkół w różnych dziedzinach sportu. Gdy jeden z nich zagrywał, reszta zamiast
odegrać piłkę – uciekała. Błyszczeli podczas każdej lekcji, a my, bezbronna
reszta mogliśmy tylko podziwiać i zazdrościć im ich zwinności, szybkości i
znakomitej kondycji. Nauczyciele nie pomagali. Chociaż byś się dwoił i troił
ich wzrok mówił – za moich czasów młodzi
to mięli kondycję. Teraz to tylko komputery, a jak ledwo brzuszek zaboli to już
przynoszą zwolnienia lekarskie.
Moje lekcje
wychowanie fizycznego zniechęcały do uprawiania jakiegokolwiek sportu. Na
szczęście nie poddałam się tak łatwo ! Biegam, tańczę, pływam, żyję aktywnie.
Oprócz tego jestem ogromną miłośniczką
siatkówki, hiszpańskiej piłki nożnej, skoków narciarskich i wielu, wielu innych
dyscyplin. Czasem mam wrażenie, ze rola nauczyciela WF-u ogranicz się do zdania
– Macie piłkę i grajcie. Po czym
znika i pojawia się tuż przed dzwonkiem kończącym lekcję.
A gdyby tak pomarzyć, puścić wodze
fantazji… Wprowadzić do szkół profesjonalne zajęcia na basenie, fitness,
gimnastykę, naukę gry w siatkówkę, koszykówkę, biegi, skoki przez płotki – z naciskiem na profesjonalne. Wracając
na ziemię, wiem , że nie będziemy drugą reprezentacją Hiszpanii w piłkę nożną, ciężko nam będzie dogonić Usaina Bolta, ale może wyrosło by nam pokolenie fit z prawdziwego
zdarzenia!
Właśnie przed
miesiącem ukończyłam szkołę średnią i z radością uwolniłam się od
prześladujących mnie lekcji wychowania fizycznego. Euforia nie trwała długo.
Byłam szczęśliwa do momentu, gdy zobaczyłam plan zajęć na moim wymarzonym
kierunku studiów. O zgrozo !!!
Znam takie sytuacje,że niektórzy nawet gdy chcą pograć, to inni się wtrącają, bo uważają, że są lepsi. A chyba nie tak powinno być?
OdpowiedzUsuńU mnie w szkole na szczęście jest tak, że uczniowie są tolerancyjni i grają ze słabymi jak równy z równym. Ot szczęście :)
U mnie w gimnazjum było dokładnie, a ja byłam tą "wieczną rezerwową". W LO jest już trochę lepiej, składy są mieszane a nauczyciele bardziej zwracają uwagę na ćwiczących. Jednak do ideału jeszcze sporo brakuje, niestety...
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o technikum do którego chodziłam to.. wszystko przedstawiało się właśnie tak jak to opisałaś :D istna katorga :) jak jednak poszłam na studia, to.. pierwszy semestr to był naprawdę wycisk.. chodziłam na step (który wbrew pozorom nie polega na stepowaniu w śmiesznych butach ;d ) too można było sobie płuca wypluć :D drugi semestr.. tu było już łatwiej, bo chodziłam na badminton i mieliśmy baardzo sympatycznego pana wfistę :D przed wystawianiem ocen, stwierdził, że on z nikogo sportowca robić nie będzie, bo to nie na tym przecież polega, ale musiał widzieć zaangażowanie ;d ii było bardzo sympatycznie :)
OdpowiedzUsuńa co studiujesz jeśli można spytać? :>
pozdrawiam serdecznie! :)
Chcę studiować filologię hiszpańską (program tłumaczeniowy z drugim j. obcym: włoskim, portugalskim lub angielskim). Czekam na wyniki rekrutacji, mam nadzieję, że się dostanę ;)
Usuńaaa no to ja też filologia :) ale słowiańska dokładniej :D to powiadasz plan miałabyś nieciekawy? :) a na jaki uniwersytet ? :>
UsuńUniwersytet Śląski ;) A Ty na jakim studiujesz ?
UsuńZ tego co się orientowałam są fajne zajęcia typu - joga (zawsze chciałam spróbować), fitness, pilates, ale gdy na platformie internetowej rusza rejestracja na WF te najlepsze zajęcia rozchodzą się w 3 minuty, a i serwer zawsze pada, więc trzeba mieć dużo szczęścia ;)
oo czyżbyśmy się miały widywać częściej?! Ja też Śląski ;)
OdpowiedzUsuńno tak nie było łatwo to prawda ;d chociaż jakimś trafem gorzej było w drugim semestrze ;d sama nie wiem czemu ;d ale właściwie na ten step to też o mało mi nie brakło miejsca, a chciałam jeszcze iść z koleżanką, to już w ogóle z trudem się "wbiłyśmy" w tą samą grupę :D
A to niespodzianka ;) Na którym roku jesteś ?
Usuńno od dziś mogę powiedzieć, że od października już oficjalnie na drugim :D
OdpowiedzUsuńObym ja mogła powiedzieć 16 lipca, że oficjalnie na pierwszym ;)
Usuńteż miałam wyniki 16 lipca ;d ja miałam szczęście, więc Ty na pewno też będziesz mieć :)
UsuńMam taką nadzieję ;) ale to czekanie jest najgorsze...
UsuńUwielbiam wręcz, kiedy wcinająca się przeglądarka dwa razy sprawia, że mój komentarz idzie się... gonić.
OdpowiedzUsuńWięc od nowa, do trzech razy sztuka.
Przez takie coś nienawidziłam WF-u, nienawidziłam siatkówki. Czemu? Bo w podstawówce mądry pan nie wpadł na to, żeby pokazywać nam różne gry zespołowe, zwłaszcza te popularniejsze. I tak chłopcy wiecznie grali w nogę, a dziewczynki w... ringo. W gimnazjum może nikt nie prezentował poziomu PlusLigi, ale przynajmniej przebijać przez siatkę potrafili, a właśnie siatkówka była najczęstszym punktem programu. Wobec tego, nauczyciele nigdy nie uważali za stosowne nauczyć choćby podstaw techniki, takich jak odpowiednie ułożenie rąk do przyjęcia, czy zagrywka. Chociaż wątpię, czy w ogóle sami znali zasady, bo nie przypominam sobie, żeby choćby wytłumaczyli dlaczego gramy na trzy odbicia, a nie możemy na dwa, albo żebyśmy odbijały inaczej niż oburącz. Dopiero w ostatniej klasie szkoły średniej jedna z wuefistek pokazała nam, jak powinno się wystawiać i atakować!
Dziewczyny z "drużyny" zamiast mi jakoś pomóc i pokazać co i jak, przynajmniej na tyle, ile same umiały, wolały się na mnie wściekać. A zaliczanie różnych rzeczy na oceny, które zazwyczaj pozytywne nie były, też nie mobilizowało, wręcz przeciwnie. Dopiero po zakończeniu jakże zacnej obowiązkowej edukacji mogłam na nowo odkryć ten sport i go pokochać. Co nie zmienia faktu, że dalej grać nie umiem. Ale kupiłam niedawno piłkę i mam zamiar przez wakacje zrobić z niej użytek.
Co prawda jest ze mnie chuchro i siły nie mam wcale (z koordynacją też u mnie nie najlepiej), ale przynajmniej jestem dość zwinna. A co mają powiedzieć osoby otyłe? Przecież w wieku szkolnym to raczej nie ich wina, że sa jakie są, bo się "spasły", najczęściej to choroba albo taka a nie inna przemiana materii. Do tego często dochodzą problemy np. z sercem albo krążeniem, parę takich przypadków znałam. I co, one też mają biegać na ocenę! A przecież nie każdy ma warunki i kondycję, żeby być drugim Boltem. W ogóle oceny z WF-u to jakieś nieporozumienie... Takie coś można by stosować przy regularnych treningach kilka razy w tygodniu, gdzie już ma się wypracowaną pewną kondycję i umiejętności, a wszyscy prezentują już jakiś poziom. Ale u dzieciaków? "Za moich czasów" (Boże, jak to brzmi) nie było jeszcze komputera w każdym domu i dzieci biegały po podwórku całymi dniami. Nie było takiej sytuacji jak teraz, że są masowe zwolnienia z WF-u, jednak miało się trochę tego ruchu. Ale mimo tego, nie każdy przecież od razu jest sprinterem, gimnastyczką czy koszykarzem. Każdy ma inne predyspozycje, więc wystawianie ocen jest zwyczajnie krzywdzące. Z drugiej strony, do nauki też każdy ma inne predyspozycje, ale jednak jakąśtam wiedzę z każdej dziedziny powinno się posiadać, a uprawianie sportu raczej powinno być przyjemnością. W takiej sytuacji, wiele dzieciaków po prostu się zniechęca.
Kiedyś mówiło się o profesjonalnych zajęciach sportowych w ramach WF-u... Nie wiem jak w innych szkołach, ale u mojej siostry też szału to nie robi. Raz w tygodniu mają normalne zajęcia, drugi raz taniec. I wszystko fajnie, gdyby nie pani nauczycielka, która faworyzuje swoją grupkę z kółka tanecznego, a na resztę wrzeszczy i czepia się byle czego.
Nie wiem jak na innych uczelniach, ale chyba na większości jest podobnie - ocena z WF-u jest wystawiana TYLKO I WYŁĄCZNIE za obecności. Nie ma żadnych biegów na czas, zagrywki ani dwutaktu na ocenę, ani ćwiczeń na równoważni. I wybierasz sobie co chcesz. A najlepszy jest basen. Nie trzeba nawet umieć pływać, wystarczy tylko mieć minimum chęci do czegokolwiek i nawet z deską czy innym "makaronem" zrobić kilka długości. Jest ruch, zero stresu bo nie ma niepotrzebnej presji, wszyscy zadowoleni. I tak powinno być od początku!
Ufff, rozpisałam się...
Ja też do tej pory nie umiem grać w siatkówkę, bo w szkole nie było okazji żeby się nauczyć... Były tylko wymagania i sprawdziany. Co do ocen - zgadzam się, oceniać powinno się obecność na zajęciach, a nie umiejętności, to bardzo krzywdzące. Znam nawet dziewczynę (ze sporą nadwagą), której pani od WF delikatnie mówiąc nie lubiła i nie chciała dać jej oceny wyższej niż 3, chociaż ta była na każdych zajęciach, tylko sport nie był jej mocną stroną i pomimo starań miała kiepskie oceny z zaliczeń.. No i ta trójka spowodowała, że brakło jej kilka setnych do paska na świadectwie...
UsuńFaworyzowanie dziewczyn z kółka tanecznego? - Ojjj znam to bardzo dobrze z czasów gimnazjum. Tańczyłam wtedy w szkole tańca, ale w szkolnym zespole nie, więc miałam przerąbane...
Na studiach chciałabym chodzić na pilates, fitness, mam nadzieję, że uda mi się na coś z tego zapisać, bo miejsca zawsze rozchodzą się w 5 minut po rozpoczęciu rejestracji ;P
Ja też, nawet zaserwować dobrze nie umiem :< wstyd trochę. Koleżanka na treningu Brazylijczyków odbijała sobie z Mario, też bym chciała, ale jak nie umiem, to co się ośmieszać będę...
UsuńObecność i zaangażowanie. Bo można chodzić, ale nic nie robić i podpierać ściany. Ale tu też pewnie osobiste sympatie nauczycieli by mogły dojść do głosu i o sprawiedliwych ocenach można by zapomnieć.
No to już jest chamstwo :/
Gimnazja to generalnie w większości patologia, ale takie akcje w podstawówce to jest totalna paranoja. Bo nie ma to jak zniechęcać na samym początku.
To u mnie z kolei było inaczej, zajęć mnóstwo, ale można zapisać się tylko na to, co wypada akurat w planie, kiedy dla danej grupy jest blok WF-u. W efekcie, różnych dyscyplin chyba kilkanaście, a do wyboru trzy + sekcje sportowe. Podobno da się przepisać na coś innego, co z planem nie koliduje, ale też nie zawsze, bo wiele zależy od danego prowadzącego i ilości zapisanych osób. Sporo z tym było zachodu, więc zostałam przy basenie... a na drugim semestrze miałam zajęcia na dworze, czyli w praktyce bieganie (albo zasuwanie z kijkami do nordic walking) dookoła stawu o_O Chodziło się nawet fajnie, biegało - niekoniecznie.
Podziwiam Twoją koleżankę, bo ja nawet gdybym grała na jakimś w miarę poziomie to i tak bym się nie odważyła ;P
UsuńUwielbiam biegać, ale nie cierpiałam biegów na WF. Najlepiej biega mi się samej, ze słuchawkami w uszach, w swoim tempie. Ja chyba już tak mam, ze jak mi ktoś coś każe robić to robię to raczej niechętnie...
No i w LO nie przepadałam za tym,że później taka spocona musiałam siedzieć w szkole na lekcjach.
Jednak poranny/wieczorny jogging to dla mnie najlepsze rozwiązanie ;)
Ja bym chciała, nawet bardzo, no ale że nie umiem... to nic mi po "chceniu".
UsuńNie ma tej presji ze strony innych i nauczyciela... A nawet głupie bieganie może zdołować dzieciaka, że nie jest się tak szybkim jak inni. Ale cóż, cieszę się, że to już za mną, teraz we własnym zakresie musiałabym popracować nad kondycją.
O dokładnie. A po basenie jest jeszcze gorzej, bo się śmierdzi chlorem i do tego w plecaku czy jakiejś torbie "kiszą się" ręcznik, strój... Ale tu chyba nie ma dobrego rozwiązania, WF na końcu to z kolei zimą wychodzenie na mróz rozgrzanym albo z niedosuszonymi włosami.
Ja z przyjemnością pracuję nad własną kondycją. Dzień bez sportu to dla mnie dzień zmarnowany ;)
UsuńPamiętam jak na początku podstawówki trenowałam pływanie, przez mniej więcej trzy lata. Potem miałam fazę na taniec. Tańczyłam w takim miejscowym dziecięcym zespole. Później trenowałam w szkole tańca w Katowicach. Początkowo hip hop, potem, przez chwilę coś z innej bajki - modern jazz ;) A no i gdzieś w trakcie miałam fazę na rower, bieganie. Razem z moją przyjaciółką potrafiłyśmy w ciągu jednego dnia przejechać 15 km na rowerze, pobiec kolejne 5, a i wieczorem jakiś fitness (Teraz sama się zastanawiam skąd miałam na to tyle siły). No i dodatkowo miałyśmy bzika na punkcie zdrowego odżywiania i niejedzenia słodyczy, że w końcu nasza nauczycielka WF zaczęła nas podejrzewać o anoreksję o.O Ileż trzeba było się tłumaczyć... bo nawet do naszych rodziców chciała dzwonić. Teraz się z tego śmieje, ale wtedy miałyśmy przerąbane xD