28 lipca 2013

Drogie panie Redaktorki



W dobie wszechobecnego Internetu nie brakuje nam różnorodnych portali o tematyce sportowej. Kolejny raz wraca jak bumerang temat siatkówki. Trudno zliczyć wszystkie strony internetowe poświęcone tej dyscyplinie sportu. Zastanawiam się czasem czy ilość przekłada się na jakość?

To, co przekłada się na ilość, to na pewno tzw. dziennikarze internetowi, redaktorzy, fotoreporterzy. Ludzie, którzy w ten sposób realizują swoją pasję, rozwijają się, zdobywają ciekawe doświadczenie. Z drugiej strony mam wrażenie, że w niektórych redakcjach nabór jest przeprowadzany w sposób przypadkowy, a „redaktorkami” zostają młodziutkie dziewczyny, czasem wpatrzone bardziej w siatkarzy niż siatkówkę. W końcu dziś na wielu halach akredytację dostaje zarówno dziennikarz Przeglądu Sportowego jak i niszowego portalu.

Nie raz miałam okazję zobaczyć na własne oczy co najmniej dziwne zachowania, szczególnie wobec młodych zawodników. Tłumaczę sobie to dojrzewaniem, burzą hormonów, młodzieńczą naiwnością. Widocznie u niektórych bolesne zderzenie z rzeczywistością, gdy pojmujesz, że pewien siatkarz nie jest twoim rycerzem na białym koniu, następuje później. Boli to, że osoby, a szczególnie dziewczyny, które naprawdę chciałyby zajmować się tym profesjonalnie, są z góry postrzegane jak te powyżej.

Wstęp do takiej redakcji, a przede wszystkim, to co najbardziej cieszy i kusi przy podejmowaniu decyzji o zasileniu szeregów grona redakcyjnego to nie ukrywajmy – akredytacje. Naczelni powinni wprowadzić jakieś bardziej wygórowane warunki, jak chociażby wykształcenie (matura?), poziom wiedzy sportowej, z naciskiem na sportowej, umiejętności redagowania tekstów (nie kopiuj-wklej),  kreatywność, pasja  i przede wszystkim profesjonalizm.
Jest tez druga opcja. Niech kluby nie szastają akredytacjami na lewo i prawo. Chociaż przyznam, że widzę tutaj postęp, bo nie w każdej hali można ją tak łatwo otrzymać.

Te wszystkie siatkarskie portale podzieliłabym na trzy części. Pierwsza to takie, o których jeszcze nie słyszałam. Druga to te, które próbują się przebić, ale z różnym skutkiem. No i ostatnia, tzw. czołówka czyli te które brylują w tej branży i mogą pochwalić się sporą ilością czytelników.

Czy ilość przekłada się na jakość? Moim zdaniem nie. Jestem raczej z grupy wymagających perfekcjonalistów – mało, ale dobrze. Chociaż to bogactwo ma to też swoje plusy, bo może właśnie dzięki temu ci najlepsi nie osiadają na laurach i coraz częściej prześcigają się w pomysłach?

Na koniec dodam, że sama kiedyś próbowałam swoich sił, pracując dla pewnego portalu. Zapewniam, że zachowywałam sie profesjonalnie i na prawdę miałam z tego radość, a i wiele się nauczyłam. 

Można marudzić, narzekać, doszukiwać się błędów, czepiać się systemu kopiuj-wklej. Koniec końców ta cała machina działa właśnie dla nas, dla kibiców!

23 lipca 2013

Messi chciał, Messi ma?



Tito jesteśmy z Tobą. Takie słowa niejednokrotnie usłyszałam od moich hiszpańskich znajomych, którzy na co dzień są wiernymi fanami Realu Madryt. Kolejny raz mogłam przekonać się, że człowieczeństwo i współczucie wśród młodszych pokoleń wciąż istnieje. Vilanova, człowiek mający w sercu Dumę Katalonii, musi rozpocząć inną, pozasportową walkę, której nie może połączyć z obowiązkami szkoleniowca.

Po kilku dniach od złożenia rezygnacji przez Hiszpana, stało się to, na co z niecierpliwością czekali kibice Azulgrana. Dwuletnim kontraktem z klubem związał się Gerard Martino. Wraz z ogłoszeniem decyzji o zatrudnieniu Argentyńczyka pojawiły się pierwsze spekulacje, głoszące, że Martino dostał się do Barcelony po plecach Messiego.

‘El tata’ – jak mówi się o Martinie, urodził się w tym samym mieście co Messi – w Rosario. Martino przez wiele lat był związany z pierwszym klubem piłkarza - Newell's Old Boys. Jednak ile jest w tym prawdy, że szalę na korzyść Martino przechyliło zdanie gwiazdora FC Barcelony? Moim zdaniem niewiele. Nie przeczę, że osoby decydujące o wyborze pytały piłkarza o zdanie, ale czasem odnoszę wrażenie, że w mediach mówi się więcej o Messim jako przyczynie wybrania Martino, niż o samym trenerze.

Za argentyńskim szkoleniowcem przemawia znacznie więcej niż zachcianka Messiego. Po pierwsze pochodzi z tej samej trenerskiej szkoły co Pep Guardiola. Jego nauczyciel, obecny trener Bayernu Monachium określił go kiedyś jako najlepszego trenera na Ziemi. Co więcej, preferuje ten sam styl gry, który stosuje klub z Barcelony. Czego chcieć więcej?

Wierzę, że władze drużyny podjęły słuszną decyzję, a nowy trener będzie godnym następcą Vilanovy. Teraz pozostaje czekać na wyniki, które tę decyzję zatwierdzą. Spekulacje, że to wszystko sprawka Messiego włożyłabym raczej między bajki.W końcu to trener drużyny, a nie pojedynczego zawodnika... i co z tego, że ten zawodnik jest najlepszym piłkarzem na świecie!

18 lipca 2013

Kobieta na spalonej pozycji?



Faceci nie rozróżniają kolorów, dziewczyny nie wiedzą na czym polega spalony. Mężczyźni nie pojmują fenomenu baskinek i nie mają pojęcia o zastosowaniu zalotki. Z kolei kobiety nie potrafią ekscytować się transferem Neymara do Barcelony, a wszystkie piłkarskie mundiale przyprawiają je o ból głowy. Czy aby na pewno? Do każdej płci przypisana jest pewna łatka. Jednak czy nic się nie zmieniło na przestrzeni lat?

Dla mnie to tylko krzywdzące stereotypy. Co więcej, zauważam, że z biegiem czasu coraz więcej osobników płci pięknej zasiada przed telewizorem albo na trybunach, by dopingować „swoją drużynę”. Jednak wróćmy pamięcią do czerwca 2012, kiedy to byliśmy świadkami historycznego wydarzenia. Futbolowe mistrzostwa Europy w Polsce – dla jednych święto piłki nożnej, dla innych istna zmora. Ja zaliczam się o tej pierwszej grupy. Do dziś wspominam emocje, mecze Polaków, a potem Hiszpanów, którym kibicowałam z całego serca. Pamiętam też artykuły w prasie kobiecej, gdzie głównymi tematami były porady z serii: Jak przetrwać Euro i nie zwariować albo odciągnij swojego faceta od telewizora. Hola, hola coś mi tu nie gra. Niby dlaczego? Jestem dziewczyną, kocham modę, z zacięciem śledzę wydarzenia modowe, uwielbiam malarstwo hiszpańskie, Fridę Kahlo, ale mam też inną miłość- SPORT. Wprawdzie najbardziej na świecie kocham siatkówkę, ale meczem Primera Division, Ligą Mistrzów, skokami narciarskimi, piłkę ręczną też nie pogardzę. A dopiero z niecierpliwością czekałam na mistrzostwa i to w Polsce!  Wiec pytam się – dlaczego niby kobiety mają cierpieć z powodu Euro ?

Dlaczego ludzie myślą, że kobiety nie mogą być kibicami sportu. Bzdura, co więcej – mogą się w tej dziedzinie popisać nie małą wiedzą! Jestem kobietą i wiem na czym polega spalony. Mam kilka znajomych, z którymi godzinami mogę rozmawiać o PlusLidze czy Lidze Światowej. Jednak siatkówka wydaje mi się tutaj pewnym fenomenem i chyba nie znam dziedziny sport, który miał by więcej fanek.

Uwielbiam tę całą otoczkę olimpiad, mistrzostw Europy, Świata w różnych dziedzinach sportu. Dreszczowce jakie nie raz fundują nam piłkarze ręczni czy siatkarze. Moment zakończenia sezonu czy to w piłce nożnej czy siatkowej. Śledzenie rynku transferowego, kalkulacje kto, gdzie i za ile, no i odliczanie do rozpoczęcia nowego sezonu…

Ależ ten sport jest piękny! Mówię to ja – KOBIETA i na koniec dodaję - Trzymajcie mnie z daleka od facetów, którzy twierdzą, że kobieta na sporcie znać się nie może.

13 lipca 2013

Mądry Polak po szkodzie… czyli 7 grzechów głównych dnia wczorajszego



Podobno my, Polacy jesteśmy narodem marudnym. Mam tendencje do narzekania, widzimy świat w ciemnych kolorach, wolimy raczej skupiać się na wadach niż doszukiwać się zalet. Co więcej, ¾ Polaków to trenerzy. Wiemy najlepiej kogo etatowy szkoleniowiec powinien zmienić, w którym elemencie drużyna popełnia najwięcej błędów, gdzie leży przyczyn klęski. Lubimy spekulować – co by było gdyby… Po każdej porażce zostaje wiele pytań, które często pozostają bez odpowiedzi.

Wiele takich znaków zapytania pozostawić może tegoroczna Liga Światowa w wykonaniu biało-czerwonych, która niestety przechodzi już do historii. Wczorajsza sromotna klęska  w meczu przeciwko reprezentacji Bułgarii zamknęła nam wszelkie drogi do finału w Argentynie. Boli, bo piątkowy mecz można było wygrać. Zostaje nam spekulować, co by było gdyby…

Zmiana rozgrywającego nastąpiła wcześniej - Drzyzga na boisku pojawił się dopiero w trzecim secie i spisał się naprawdę dobrze. W poprzednich setach, nawet przy dobrym przyjęciu nie potrafiliśmy wyprowadzić punktowej akcji. Żygadło nie błyszczał, wiec tym bardziej szkoda, że Anastasi nie zdecydował się na ten ruch chociażby w drugiej partii.

Zastąpić Michała innym Michałem znacznie szybciej – Ruciak nie raz ratował skórę swojej drużynie, pojawiając się na boisku w kluczowym momencie. Jednak wczoraj nasz Magik zagrywkowy stracił swoje serwisowe moce. Miałam wrażenie, że wręcz męczy się swoją grą. W końcu szkoleniowiec sięgnął po Kubiaka. Tylko ponownie zastanawiam się czy nie zbyt późno?

Polacy grali w bloku na poziomie, do jakiego nas przyzwyczaili – we wcześniejszych spotkaniach biało-czerwoni niejednokrotnie dominowali w tym elemencie, dzięki czemu nie tylko zdobywali kolejne, cenne punkty, ale i deprymowali rywali. Wczoraj polska ściana nie stanowiła prawie żadnego oporu dla bułgarskich siatkarzy.

Nasi reprezentanci znacznie częściej przebijali się przez blok Bułgarów – który z kolei jakimś cudownym, niebotycznym murem nie jest.

Polacy nie zmarnowali sporej przewagi w pierwszym secie – Premierową partię meczu mogliśmy wygrać. Mieliśmy przewagę, kontrolowaliśmy grę, ale tylko do pewnego momentu. Później coś runęło, nasza gra się posypała i z przewagi nie pozostało nic.

Biało-czerwoni kończyli akcje po dobrym przyjęciu – Często to właśnie brak dokładnego przyjęcia powoduje, że rozgrywający nie potrafi dograć dokładnej piłki do atakującego. Jednak co zrobić, gdy przyjęcie jest prawidłowe, a kończących piłek brak ?

Podopieczni Anastasiego reagowali na przesuniętą krótką rywali – tym elementem przeciwnicy zdobyli sporo punktów. Bułgarski rozgrywający bez większego trudu czyścił polską siatkę, ułatwiając grę swoim kolegom.

Odnoszę wrażenie, ze nasza drużyna nie jest silna psychicznie. Nie radzi sobie z porażkami, co było widać już na początku fazy grupowej. Trudno było doszukać się uśmiechu na twarzach naszych siatkarzy. Z drugiej strony nie można wymagać radości, kiedy rezultat na tablicy wyników jest bardzo niekorzystny.

Wydaje mi się, że zabrakło nam trochę woli walki i wiary. Teraz zastanawiam się czy ta drużyna pozbiera się przed wrześniowymi Mistrzostwami Europy. Czy kolektyw Andrei Anastasiego zapomni o laniu, jakie momentami dostawał?

Ciężkie jest życie bardzo zaangażowanego emocjonalnie kibica siatkówki. Przyjęłam wczorajszą przegraną jak swoją porażkę. Nawet łezka mi się w oku zakręciła. Nie wyobrażam sobie nawet jak czują się teraz oni – siatkarze, sztab szkoleniowy na czele z trenerem.


Adiós Mar del Plata!

Teraz sercem będę z moją Argentyną, chociaż rozum mówi co innego…

7 lipca 2013

Sport na wyprzedaży... Ach te finały !



Któż nie uwielbia wyprzedaży ? Tysiące ubrań, o których wcześniej tylko marzyłaś, zmniejszają swoją cenę o 70%, powodując, że nie są już tylko nieosiągalnym pragnieniem, a samo kupowanie nie przysparza Ci nocnych koszmarów, bo cóż z tego, że to już twoja siódma, niebieska sukienka – przecież nie można było nie wykorzystać takiej okazji. Zresztą tak pięknie uśmiechała się do Ciebie ze sklepowej witryny. Zaraz, przecież to miał być tekst o sporcie ?

Cały sezon buszując miedzy sklepowymi pułkami podziwiasz delikatne materiały, pastelowe kolory, ekscentryczne wzory, ubrania niczym z pokazu Dolce&Gabbana. Znasz kolekcję ulubionych marek na pamięć. Z niecierpliwością czekasz na magiczny moment, gdy obsługa sklepu wywiesi cudowny napis – SALE .

Wyprzedaże to finały. Kończą jeden sezon, a zaraz po nich następuje kolejny. Cudowne uczucie, prawda ? To teraz zrozum drugą, przeciwną stronę. Dla mnie, osoby, która bez sport (pod każdą postacią) żyć nie może, wyprzedaże są jak finały sportowy rozgrywek czyli najpiękniejszy, najbardziej emocjonujący moment zmagań sportowców. Znasz już sytuację w tabeli PlusLigi, z rumieńcami na twarzy oglądasz Final Four Ligi Mistrzów. Wiesz, że w tym sezonie Real Madryt się nie popisał, a trener José Mourinho jest już praktycznie spakowany i wyrusza na lotnisko z biletem do Londynu.

Czasem, przy odrobieni szczęścia, „twoja drużyna” staje przed możliwością osiągnięcia czegoś ważnego. Zasiadasz przed telewizorem, by dopingować polskich piłkarzy. Oglądasz mecze, wcześniej kalkulujesz na tysiące sposobów kto z kim musi wygrać żeby końcowa tabela wyglądała pomyślnie dla „naszych”. Niestety, to nieodwzajemniona miłość i po 90 minutach wiesz, że polskich piłkarzy na mundialu w Brazylii nie zobaczysz. Złośliwość losu !

To tak jak z idealną sukienką – okazyjna cena, piękny krój, twarzowy kolor, tylko rozmiar nie twój. Ach te wyprzedaże. Pozostaje Ci pogodzić się z faktem, że ten ostatni egzemplarz powędruje do innej kobiety w rozmiarze 36. Tak, finały też mają swoje minusy. Zabierają wszelkie szanse. I w obu przypadkach aż chce się powiedzieć – a miało być tak pięknie.

Na szczęście po każdych wyprzedażach nadchodzi nowy sezon – nowe szanse i nowe nadzieje. Ktoś znowu zarywa noce śledząc pokazy Very Wang, ktoś nie śpi, by na żywo podziwiać gole Messiego. Ty nie widzisz sensu w dwudziestu dwóch dorosłych facetach uganiających się za jedną piłką, on nie pojmuje jak można spędzić pół dnia w jednym sklepie, buszując między półkami. Jednak prawa jest taka, że wszyscy jesteśmy podobni, czekamy na jedno – na finały !

1 lipca 2013

Wieczna rezerwowa


Jeśli przez lata szkolnej edukacji, podczas lekcji wychowania fizycznego Twoim ulubionym zajęciem było sędziowanie albo bycie „wieczną rezerwową” to myślę, że mogłybyśmy zostać świetnymi koleżankami. Bieganie czy gry zespołowe na szkolnym boisku do tej pory przyprawiają mnie o mdłości, a na samo wspomnienie o lekcjach WF-u mam gęsią skórkę.

I nie chodzi tutaj o to, że ze sporu lubię tylko szachy. Wręcz przeciwnie, nie wyobrażam sobie dnia bez aktywności fizycznej. Jednak nie macie czasem wrażenia, że propagowanie sportu w większości polskich szkół przynosi odwrotny rezultat ? Chyba, że to po prostu ja byłam takim pechowcem w tej kategorii. W moich szkołach uczniowie dzielili się na dwie grupy. Pierwsza to ci, którzy nie błyszczeli zwinnością, ich zagrywka osiągała zawrotną prędkość 5km/h, a i w gimnastyce artystycznej jakoś nie brylowali. Jak w każdej bajce jest też ta druga, mroczna strona – ich oprawcy ! No może nie przesadzajmy, ale do drugiej grupy należeli zazwyczaj reprezentanci szkół w różnych dziedzinach sportu. Gdy jeden z nich zagrywał, reszta zamiast odegrać piłkę – uciekała. Błyszczeli podczas każdej lekcji, a my, bezbronna reszta mogliśmy tylko podziwiać i zazdrościć im ich zwinności, szybkości i znakomitej kondycji. Nauczyciele nie pomagali. Chociaż byś się dwoił i troił ich wzrok mówił – za moich czasów młodzi to mięli kondycję. Teraz to tylko komputery, a jak ledwo brzuszek zaboli to już przynoszą zwolnienia lekarskie.

Moje lekcje wychowanie fizycznego zniechęcały do uprawiania jakiegokolwiek sportu. Na szczęście nie poddałam się tak łatwo ! Biegam, tańczę, pływam, żyję aktywnie. Oprócz tego  jestem ogromną miłośniczką siatkówki, hiszpańskiej piłki nożnej, skoków narciarskich i wielu, wielu innych dyscyplin. Czasem mam wrażenie, ze rola nauczyciela WF-u ogranicz się do zdania – Macie piłkę i grajcie. Po czym znika i pojawia się tuż przed dzwonkiem kończącym lekcję.

A gdyby tak pomarzyć, puścić wodze fantazji… Wprowadzić do szkół profesjonalne zajęcia na basenie, fitness, gimnastykę, naukę gry w siatkówkę, koszykówkę, biegi, skoki przez płotki – z naciskiem na profesjonalne. Wracając na ziemię, wiem , że nie będziemy drugą reprezentacją Hiszpanii w piłkę nożną, ciężko nam będzie dogonić Usaina Bolta, ale może wyrosło by nam pokolenie fit z prawdziwego zdarzenia!

Właśnie przed miesiącem ukończyłam szkołę średnią i z radością uwolniłam się od prześladujących mnie lekcji wychowania fizycznego. Euforia nie trwała długo. Byłam szczęśliwa do momentu, gdy zobaczyłam plan zajęć na moim wymarzonym kierunku studiów. O zgrozo !!!

29 czerwca 2013

Nadchodzą lepsze dni?

Koniec czerwca – niby lato, a jednak jesień… Pogoda nie rozpieszcza. Za oknem szaruga, leje deszcz. Nie tylko deszcz leje. Leją także nas, a raczej naszych siatkarzy w tegorocznej edycji Ligi Światowej.

Zaczęło się bardzo niewinnie od starcia z Canarinhos. Biało-czerwoni nie błyszczeli, ale można było im to wybaczyć, tłumacząc słabą grę  potrzebą wejścia w meczowy rytm czy klasą przeciwnika. Jednak któż wtedy spodziewał się, że w następnych meczach będzie już tylko gorzej? Drużyna Anastasiego nie zdołał ograć nominalnie słabszej Francji, przegrywając dwukrotnie w piątej partii. Problemy z zagrywką, własne, niewymuszone błędy, nieskuteczne ataki, a przede wszystkim wyraz twarzy naszych siatkarzy mówił, że nie dzieje się dobrze. Coś w kolektywnie Anastasiego nie funkcjonuje jak dawniej. Każdy kolejny set wyglądał jak droga przez męki. Nie mogłam dostrzec chociażby śladu drużyny, która rok temu w kapitalny sposób ogrywała Brazylię w katowickim Spodku. Potrzeba było ‘czegoś’ żeby tą machinę pobudzić!

Prognozują rozpogodzenia, powrót słonecznych dni i tropikalnych upałów. Anastasi też zapowiada powrót lepszych dni. Pierwszym zwiastunem był moment podczas starcia z Argentyńczykami, kiedy to na zagrywce pojawił się Bartosz Kurek. Tym razem nie posłał kolejnej piłki daleko w aut, a wręcz przeciwnie ! Wróciły wspomnienia naszej dawnej gry, gry na poziomie.

Nadeszło długo wyczekiwane zwycięstwo. Wróciły uśmiechy na twarze naszych chłopaków. Last but not least, w końcu Wrona nie będzie krakał, że przynosi pecha naszej reprezentacji.

Nie chcę popadać w hurraoptymizm, ale z niecierpliwością czekam na kolejny pojedynek Polaków. Z całego serca pragnę, by nadeszły te lepsze dni. W końcu po każdej burzy wychodzi słońce !